Kołysanka dla Księżniczki
 
  Strona startowa
  Co można tu znaleźć?
  Słowa Słowa Słowa - debiut Boże Narodzenie 2020
  BajDusie - tomik wydany : kwiecień 2022
  Rozmowa Świąteczna: 21 grudnia 2016
  Bezkres - 10.2020 - wywiad
  Wnet.fm - wywiady MiŚ
  Z Ewangelii do Serca
  From the Gospel to Heart
  Świadectwa z rekolekcji
  Dziękuję Duchu Święty
  Malowanie Słowem 23.01.2015
  skrobki 2004 - 2021
  skrobki 1987 - 2002
  Skrobki - opowieści
  Wąż na Jabłoni
  => Elfandry, Flinki i Olbandy
  => SAFAR
  => ZAKON
  => SUS
  => WROTA
  => Ziemia Ognia
  => WOJOWNIK
  => Mysli uczesane
  Szamanka i Olivki
  Sewe Songs Book
  Księga gości
  Kontakt
  Zagadki... dla Przedszkolaka
  Prawa Autorskie
SUS

 
SUS – Stowarzyszenie Umarłych Stowrzeń
 
 
 
 
 
-Makabryczny wstęp.-
 
Stary kot i młody szczeniak siedzieli na krawężniku. Przyglądali się coraz żadziej przejeżdżającym samochodom. Słońce powoli znikało za ostrymi krawędziami wierzowców. Musiało robić to bardzo ostrożnie, żeby się o nie nie rozedrzeć.
- to dobra pora dla starego dachowca. – powiedział kot.
- na co dobra ? – spytał zaskoczony szczeniak
- na ostatni spacer drogi przyjacielu – odparł kot wyciągając do przodu łapy. – taki zupełnie ostatni na tym świecie – dodał prężąc grzbiet.
- to gdzie ty się Pazur wybierasz?? – szczeniak był jeszcze bardziej zaskoczony tym co mówi jego przyjaciel.
- oj Burciu Burciu... – kot uśmiechnoł się do niego zagadkowo. – tam, gdzie podobno żane zwierzęta na trafiają. Do raju. Kości już nie te, tylko strzykają. Sam słyszysz. Oczy też nie. A myszy to mają mnie już za nic. Na mnie czas. Na szczęście wszędzie mamy swoich. To i tego raju można pazurem dyskretnie spróbować.
Szczeniak chciał go jeszcze o coś spytać. Zdążył tylko otworzyć pyszczek, kiedy kot zerwał się z miejsca i wskoczył pod właśnie nadjeżdżający samochód....
 
 
-Przebudzenie.-
 
Mówią, że po otwarciu oczu dostrzega się czyste błękitne niebo, czuje się orzeźwiający powiew wiatru na policzkach, a trawa, na której się budzi jest soczyście zielona i miękka.
Tak to sobie opowiadają zwierzęta, które znają to ze słyszenia jedynie od teoretyków. W praktyce nikt jeszcze tego nie potwierdził, bo poprostu z tamtąd nie wrócił.
Pazur poczół łaskotanie wąsów. I to one go właśnie obudziły. A nie były to jego wąsy.
- cześć młody! – usłyszał po otwarciu oczu. – wreszcie się tu pofatygowałeś!
- Wąsal? – spytał niepewnie kot widząc nad sobą wielki łeb zasłaniający słońce niby księżyc podczas zaćmienia.
- no a kogo się młody spodziewałeś, jak nie własnego staruszka? Wstawaj, starczy tego wylegiwania. Cztery godziny na ciebie czekam. Mogłeś porządniej wskoczyć pod tego tira. Byś się tyle nie nacierpiał na tym asfalcie na dole.
- co to za zapach? – spytał Pazur teraz oślepiony promieniami słońca.
- trawa synalku, trawa. – odparł Wąsal. – dokładnie taka jak opowiadają. – dodał - Wstawaj idziemy. - Odwrócił się i zrobił dwa kroki.
- Wąsal, ale jak ty wyglądasz? – Pazur wykrzyknoł widząc stojącego przed nim kocura.
- tu się nie wybrzydza synek. Nosisz co dają. – odparł Wąsal nie odwracając łba.
- ale ty nienawidzisz Persów, a teraz jesteś puchaty jak one!!!
- tak bywa młody. – odparł Wąsal – mogłem trafić gorzej. Spójrz na siebie łysolu. – zachichotał. – może raczej powinienem mówić Egipski przystojniaku? Albo Sfinksuniu?
 
Pazur wstał i powędrował za ojcem. Czuł się trochę głupio.
- przynajmniej nie muszę się czesać... – pomyślał...
 
 
 
-Kto ma farta-
 
- podobno farta ma tylko ten co nie wykorkuje normalnie. Znaczy ten trafia tutaj – powiedział Wąsal.
- a co znaczy normalnie? – zapytał Pazur – bo statystycznie...
- tak tak – przerwał mu Wąsal – więcej kotów ginie na ulicy pod kołami niż odchodzi ze starości.
- więc co tu jest naturale? – dodał Pazur.
- to taki nasz koci spryt synku, koci spryt. – odparł Wąsal.
- że niby przechytrzyliśmy warunki umowy. – Pazur ciągnoł rozmowę dalej.
- nie my jedni synku, nie my jedni. – Wąsal usmiechnoł się z przekąsem. – Szczury np wsuwają tą ochydną trutkę. I zobacz ile ich tu biega. A mnie się nawet nie chce za nimi ganiać.
- a myszy też nie ganiasz? – spytał Pazur spoglądając za tuzinem tłuściutkich gryzoni, które śmiejąc się wesoło przebiegały na wyciągnięcie łapy.
- nic a nic. – odparł Wąsal – tu jedzenie jest ci nie potrzebne. Taki błogostan. Łazisz i nic nie robisz. No, czasem się z nimi poganiam, ale zupełnie dla sportu i przyjemności obu stron. Z resztą myszy też są cwane. Żeby się tu dostać ładują się w te łapki z serem.
- a Krowy? Kurczaki? Świniaki? – spytał Pazur – bo jakoś ich tu nie widzę.
- a bo to extra liga synalek. – odparł Wąsal zatrzymując się – oni mają specialny rewir. Dla wyczynowców. Tego tu tyle trafia, że przejść nie idzie. Pasą się po drugiej stronie raju.
 
 
- myszy i ludzie -
 
Pazur rozglądał się dookoła bardzo uważnie. Dostrzegał słonie, które pozbawione życia i kłów, tu wędrowały w całej sewj okazałości. Słyszał tentent przebiegających nosorożców oraz nawoływania Goryli, których los przed trafieniem tutaj nie był takim, którego by sobie życzył ktokolwiek.
- jak to się zaczeło Wąsal? – zapytał ojca
- podobno od myszy kościelnych. – odparł wędrujący przed nim kocur – jakaś gospodyni przetrąciła miotłą jedną z nich i wylądowała pod bramami raju.
- i to wystarczyło? – pytał dalej.
- a nie, to był początek. – odrzekł Wąsal – skubana znalazła dziurę w murze i zawędrowała tam, za ogrodzenie.
- poważnie? – Pazur aż podskoczył z zaciekawienia, żeby podbiec i iść obok Wasala.
- no tak. A tam dotarła do niebiańskiej kuchni. No i narobiła zamieszania. Jak to mysz. Przestraszyła Najświętrzą Panienkę i Piotr musiał się jej pozbyć. Co Piotr ją złapał, to ta wracała. Aż zawarł z nią układ. Że poza bramami może sobie robić co chce, ale tam niech się nie ładuje.
- no i dzięki temu mamy ten zakątek. Jak to nazywają?
- kto wie. Gdyby się nie pchała do kuchni, to pewnie tam byśmy spacerowali. Ale dla sera to się wszędzie wpakują, nawet do kuchni Pana Boga. Dla pewności Piotr odebrał myszy apetyt i potrzebę jedzenia. I teraz tak wszyscy tu mamy.
- no a to...? – Pazur wskazał oczami to jak wyglądają obaj.
- taki mały skutek uboczny. – Wąsal machnoł łapą. - widziałeś kiedyś zielone słonie, albo żółte goryle? Tu żyrafy są fioletowe, a psy mają pomieszane tak jak i my. I też nas nie ganiają jak my nie ganiamy myszy.
- no ale jedna mysz raju nie czyni. – zagadnoł Pazur.
- niby tak, ale od myszy się zaczeło. Potem trafiły tu inne stworzenia i zrobiło się całkiem przyjemnie. – mówiąc to Wąsal się zatrzymał i wystawił pysk do słońca, jak to koty mają w zwyczaju. – Tak opowiadają. Ale kto wie, jaka była prawda.... Ważne że mamy to nasze Stowarzyszenie Umarłych Stworzeń...
 
 
-zapowiedź-
 
- coś grzbiet mnie swędzi... – szepnoł Pazur na ucho Wasalowi, mając nadzieję, że zbytnio nie przeszodzi mu w słonecznej medytacji.
- grzbiet... – powtórzył Wąsal, jakby się chciał upewnić – pcheł to tu nie ma. A jeśli nawet to nie gryzą...
- no ale mnie swędzi... – szepnoł jeszcze raz Pazur.
- to się zbieraj na łąkę na której się spotkaliśmy. Trafisz bez problemu. – Wąsl nawet nie ruszył łbem odpowiadając. – jak cię bedzie bardziej swędziało to znaczy że idziesz w złą stronę. Jak przestanie, to bedziesz na miejscu. A wtedy usiądź i czekaj.
- na co? – zapytał Pazur
- na gościa. – odparł Wąla – na gościa....
 
 
-przyjaciel, czyli makabryczny koniec-
 
Pazur trafił bez problemu. Zielona trawa miękko głaskała go po łapach. Swędzenie grzbietu całkowicie ustało. Po chwili siedzenia zaczęła się przed nim jawić jakaś leżąca postać. Z przezroczystej poświaty zmieniała się w stworzenie obecne całym swoim jestestwem.
- Burciu?! – zawołał zaskoczony Pazur – co ty tu robisz?
- ściągałem cię z drogi brachu. – wyszeptał szczeniak powoli otwierając oczy, którymi miał zobaczyć zupełnie nowe oblicze kocura – ale walec był szybszy.
- ty głuptasie. – odparł Pazur, poniekąt uradowany widokiem towarzysza codziennych rozmów – trzeba było mnie zostawić.
- przyjaciela się nie zostawia na środku drogi, tylko odprowadza na pobocze. – odparł szczeniak – jak ty wyglądasz?? – dodał zaskoczony obecnym wizerunkiem kocura.
- nie muszę się czesać. – odparł z uśmiechem – ty zato trafiłeś rewelacyjnie.
- ja? – szczeniak spojrzał na siebie i z ogromnym niedowierzaniem oglądał się coraz dokładniej
- już nie jesteś mieszańcem przyjacielu. – Pazur poklepał go po grzbiecie – spełniło się twoje marzenie. Teraz z ciebie porządny rasowy pies.
 
I tak było. Szczeniak był teraz przępieknym dalmatyńczykiem. Ale tak na prawdę to nie miało dla niego większego zaczenia. Cieszył się, że teraz bez ograniczenia może rozmawiać ze starym kocurem. I że już nie musi uważać na takich łobuzów, jak ci, którzy połamali mu łapę i przypalili niegdyś ogon. I że na świat może spoglądać obojgiem swoich psich oczu.
 
2-3/09/2008
Seweryn Krzysztof Topczewski
 
 


czas....  
   
Stronę odwiedziło już 39106 odwiedzający (71240 wejścia) :)
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja